wczoraj udało mi się zaśpiewać kolejny raz ten utwór. Obok Koni, pieśni Kopuły oraz Łaźni na Biało, jedna z najpiękniejszych pieśni Wysockiego, śpiewał ją ostatniego dnia życia 24 lipca 1980 roku w domu dla lekarzy, tak piszą we wspomnieniach, gdzieś w internecie jest fragment zapisu, śpiewał ją tak głośno, że go uciszali, strasznie krzyczał.
Dla publiczności Wysocki śpiewał ten utwór w roku 1979, jak pisał o nim Bułat Okudżawa, z jednej strony miał szczęśliwe życie, bo publiczność go doceniła i miał liczne koncerty, a z drugiej strony to wszystko było na wariackich papierach, bo te koncerty to były pod płaszczykiem spotkania z aktorem.
Nie będę tu pisał o jego śmierci i przyczynach, ale swoje zdanie mam i wyraziłem je w pieśni, nie ma potrzeby się powtarzać, należy słuchać piosenek.
Zapomniałem tłumaczenie Marlena Zimna, słowa "głupi kmiot" to moja modyfikacja.
Rajskie jabłka
Kiedyś umrę... No cóż, wszyscy wiemy, że śmierć nie wybiera,
Gdyby otruł mnie ktoś, kielich z jadem, bym wypił do dna,
Bo zabitych nam żal, no i Bóg ich do raju zabiera.
Żywy ciężki ma los, a o martwych od wieków się dba.
Ból wykrzywi mi twarz, tracąc siły, na ziemię upadnę,
Dusza pomknie gdzieś w dal i w przestworza poniesie ją koń,
Gdy otworzy się raj, kilka jabłek z ogrodu ukradnę...
Ale tam stoi straż. I bezbłędnie celuje wprost w skroń.
Już zatrzymał się koń, ale wątpię, bym znalazł się w raju,
Wokół pustka i piach, nie wiem, po co mój koń mnie tu wiódł,
Ale nagle mój wzrok padł na bramę żelazną w oddali
I klęczący tam tłum, czekający na kogoś u wrót.
Głośno parsknął mój koń, potem znów, jakby w przepaść miał runąć,
Lecz choć parskał i rżał, w naszą stronę nie zwrócił się nikt.
Siwy starzec zza wrót chciał ogromną zasuwę odsunąć,
Ale brakło mu sił, machnął ręką i z oczu nam znikł.
I nie wzburzył się lud, nikt nie krzyknął, nikt słowa nie wyrzekł,
Tylko z przodu ktoś wstał, jakby lepiej zobaczyć coś chciał.
Zrozumiałem, gdy sam rajskiej bramie przyjrzałem się bliżej:
Za ta bramą był sad pełen jabłek. I krzyż w sadzie stał.
Siwy starzec zza wrót uniósł dłoń, a więc znak został dany.
To był sam święty Piotr! On apostoł a ja ancymon głupi kmiot
I ukazał się sad - rajski ogród jabłkami usłany,
Ale tam stała straż, celująca bezbłędnie wprost w skroń.
Każdy wiele ma próśb, ale ja wcale wiele nie pragnę:
Przyjaciela chcę mieć... Rajskich jabłek odurza mnie woń...
Wierną żonę chcę mieć - właśnie dla niej tych jabłek ukradnę,
Ale wciąż czuwa straż i bezbłędnie celuje wprost w skroń.
Siwy starzec zza wrót coś po cichu nakazał strażnikom,
Ktoś z nich podał mu klucz i do bramy zbliżyli się znów.
Szarpnął kraty sam Piotr, zardzewiały gwóźdź z zamka mu wypadł.
Gdy otworem stał raj, tłum przed siebie się rzucił bez słów.
W piersi brakło mi tchu, stałem z tyłu zupełnie bezradny.
Pomyślałem: „No cóż... Skoro tutaj mnie przywiózł mój koń,
Skoro jestem tu już, no to trochę tych jabłek ukradnę...”
Lecz dostrzegła mnie straż. I bezbłędnie trafiła mnie w skroń.
I zaświstał mój bat, bezlitośnie nim konia smagałem.
Wiozę jabłka. I wiem: to nieważne, że garść, a nie wóz.
Właśnie tobie je dam, bo ty jedna wciąż na mnie czekałaś,
Nawet wtedy, gdy koń, galopując, do raju mnie wiózł.
Информация по комментариям в разработке