Kwiat lotosu Maria Rodziewiczówna

Описание к видео Kwiat lotosu Maria Rodziewiczówna

Adam się zaniepokoił. Mimo woli bał się dzisiaj spotkania z towarzyszem. Co on mu powie? Uszanuje jego świętość czy nie?

Księżyc stał wprost okna i oświecał wyraźnie jego piękną młodzieńczą twarz. Milczał jeszcze, ale już z kątów ust do oczu zapatrzonych w okno wybiegały przykre smugi cynizmu i szyderstwa. I wreszcie, nie patrząc na Adama, rzucił krótkie pytanie:
- Od dawna to już romansujesz wśród zboża z tą dziewczyną?
Lachnicki zadygotał i rzucił się mimo woli wstecz.
- Rafale! Zlituj się! - szepnął żałośnie.
- Co, boisz się, że zdradzę twój sekret?
- Ale nie... Przecie znam cię i wierzę w szlachetność, ale...
- Ale co? Czego się mam litować? Mógłbym chyba zazdrościć, gdybym rozumiał miłosną żądzę. Ale jest to dla mnie zakryta karta. Nie posiadałem nigdy kobiety i wy wszyscy,
uganiający się za lada spódnicą, jesteście dla mnie zwierzętami bez myśli i zastanowienia!
- Rafale! - jęknął Adam. Głowa jego oparła się o ścianę, a twarz zbladła zupełnie.
Ale Radwan był na ulubionym tonie szyderstwa.
- Chciałbym widzieć minę twego ojca, żeby tak was kiedy zszedł niespodzianie.
Stary to pedant i wielki przeciwnik krzyżowania gatunków. Możeś ty sobie tego nie pomyślał, żeś ty prosty pokurcz podwórzowy, a ona pinczerka. Da ci jeszcze kiedyś tęgo batem stary Rahoza, a ojciec poprawi. Cha, cha, cha!
Adam się porwał na nogi.
- Milcz, bo nie zniosę więcej!- krzyknął głucho.
Rafał spojrzał na niego i zaśmiał się dziko.
- Zniesiesz, kolego, zniesiesz daleko więcej niż moje trzeźwe słowa w tej chwili.
W ogóle świat jest trzeźwy, a ty pijany, kochanku, więc wynik mocno dla ciebie smutny. Najprzód
twojej pinczerce sprzykrzy się romans z pokurczem i zawstydzona, spuściwszy uszy, wróci do swych salonów, i szukać będzie towarzysza pinczera; po wtóre...
Ręka Adama zakryła mu usta.
- Słuchaj Rafale! Ani słowa więcej! Masz mnie, szydź, żartuj, poniewieraj, zabij mnie, jeśli chcesz, ale jej nie tykaj, bo tego jednego od ciebie nie zniosę. Zapomnę się! Ona jest święta... i żebyś ją znał, szanować byś musiał. Słuchaj. Ja ci wszystko powiem, wyznam, ale ty milcz, jeśli litość masz nade mną, milcz! I miał w sobie ten głos taką moc rozpaczy, żalu i prośby, a przy tym czystej siły, że Rafał zamilkł i jakby zdziwiony spojrzał na towarzysza.
W blaskach księżyca szczupła twarz Adama promieniała dziwnym wyrazem czystego zapału i bezmiernego bólu, jasne oczy gorzały ogniem, a z ust jak potok popłynęły słowa:
- Dziećmi bawiliśmy się z nią razem, uczyli razem, myśleć zaczęliśmy razem. Pewnie już wtedy serca nasze zaczęły razem bić i kochanie rosło z latami. Wyznań i przysiąg nie było, żądz ani szału ona nie znała, a jam taki, jak ona chciała, jakim mnie jej miłość wykształciła. I jam nigdy kobiety nie posiadał i ja nie wiem, co to kochanka. Miałem tylko jej duszę i serce, jej wiarę i szacunek. I byłem życie całe szczęśliwy! Żebyś wiedział, Rafale, co to za skarb taka dusza druga, a nasza, i taka anielska jak jej, tej
mojej jedynej!
W pokoju nastała chwilowa cisza. Rafał nisko spuścił głowę i nie odzywał się ani jednym wyrazem. Adam trochę drżącym głosem ciągnął po namyśle dalej:
- Dlaczego nie mamy być szczęśliwi? Jest przecie Bóg nad nami i nasze życie widzi. Pod Jego okiem lata te zbiegły i w Jego opiece jesteśmy. Nie da nam zmarnieć, bośmy w sumieniu spokojni i praca tylu lat nie pójdzie na darmo.
Rafał głowę podniósł i spokojnie spytał:
- A jeżeli zmarnieje wszystko daremnie?
Blask zbiegł z oczu marzyciela i zapał oblicza przygasł. On teraz głowę spuścił i wstrzymał się z odpowiedzią.
- Życie dobre czy złe, przeżyć trzeba... - rzekł wreszcie powoli i głucho. - Dobrze czynić i cierpieć w pokorze każdy potrafi, kto tam za mogiłą w świat inny wierzy i komu tam wynagrodzenie naznaczono.
Nie my pierwsi spotkamy się tam dopiero na wieczne nierozstanie!

Adam powrócił na swe miejsce i twarz w dłoniach ukrył. Rafał spoglądał
na niego i jakby czekał jeszcze czegoś.
- Skończyłeś? - rzekł wreszcie. - Mogę się odezwać?
- Mów, Rafale, tylko nie szydź dzisiaj! - szepnął prosząco.
- Nie!... Powiem krótko tylko o faktach. Rahoza cię wypędzi i sponiewiera. Córki ci dobrowolnie nie odda, chyba że ją porwiesz i ujdziesz na kraj świata.
- Nigdy!
- Więc sam pójdziesz precz i zostanie ci z pracy, z wiary, z opieki Boskiej, z czystego sumienia i skarbów rozmaitych - figa! Chcesz być pszczęśliwym wśród ludzi, wyzyskuj albo giń marnie!
- To zginę! - odparł spokojnie Adam. - Wyzyskiwać nie chcę i nie potrafię!
- Cała pociecha, że takie niedołęgi jak ty lubią ginąć! Ładnie by świat wyglądał, gdyby was więcej było i żyć się upierali!

- Adam! Osłuchiwałeś ty kiedy swoją pannę po doktorsku?
- Ale nie! Dlaczego?
- Radzę ci to uczynić i jeśli masz nadzieję ożenienia się, to wypraw ją na Południe.
Masz być doktorem, a nie widzisz, że ona ma początki suchot. Ty jej chudość bierzesz pewnie, za wynik tęsknoty za tobą, a to tymczasem formują się tuberkuły w płucach. Będzie z
ciebie lekarz jak ze mnie doktór Kościoła...
Adam odpowiedział tylko stłumionym westchnieniem.

Комментарии

Информация по комментариям в разработке