Małgorzata Magda Umer-Przeradzka (ur. 9 października 1949 w Warszawie) – polska piosenkarka, wykonawczyni poezji śpiewanej, autorka recitali, dziennikarka, reżyserka, scenarzystka i aktorka. Debiutowała pod koniec lat 60. w kabaretach studenckich, m.in. w klubie „Stodoła”. W 1970 z utworem „Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie…” wygrała podczas kolejnej edycji FAMY, a rok później piosenka zapewniła jej nagrodę na 9. KFPP w Opolu. W 1972 wystąpiła na 11. KFPP w Opolu z utworem „O niebieskim pachnącym groszku”, który początkowo miała wykonać w duecie z Andrzejem Nardellim, jednak ten niespodziewanie zginął tuż przed finałem festiwalu. W 1997 wyreżyserowała koncert „Zielono mi”, przygotowany w hołdzie Agnieszce Osieckiej w ramach 34. KFPP w Opolu. W 2000 za „wybitne zasługi w działalności w ruchu studenckim, za osiągnięcia w pracy zawodowej i społecznej” została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. 28 kwietnia 2009 z rąk ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego odebrała Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis".
Andrzej Nardelli (ur. 7 kwietnia 1947 w Mysłowicach, zm. 11 czerwca 1972 w Starym Orzechowie) – polski aktor i piosenkarz. W 1968 ukończył Akademię Teatralną w Warszawie na wydziale aktorskim. W 1970 dostał stały angaż do Teatru Narodowego w Warszawie, gdzie zadebiutował tytułową rolą w Kordianie Juliusza Słowackiego, w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. Na przełomie 1970 i 1971 występował w Piwnicy Wandy Warskiej w Warszawie, gdzie śpiewał i nagrywał piosenki napisane przez Andrzeja Kurylewicza do tekstów Cypriana Kamila Norwida. Śpiewał razem z Magdą Umer w programach telewizyjnych, występował w spektaklach teatralnych Teatru Telewizji. 11 czerwca 1972 utonął w czasie kąpieli w Narwi.
Zaszumiało, zawrzało, a to właśnie z dąbrowy
Wbiegł na chóry kościelne krzepki upiór dębowy
I poburzył organy rąk swych zmorą nie zmorą,
Jakby naraz go było wespół z gędźbą kilkoro.
Rozwiewała się, trzeszcząc gałęzista czupryna,
I szerzyła się w oczach niewiadoma kraina,
A on piersi wszem dudom nastawił po rycersku,
A w organy od ściany uderzał po siekiersku!
Grajże, graju, graj
Dopomóż ci Maj,
Dopomóż ci miech, duda I wszelaka ułuda!
Bił prawicą na lewo, a lewicą za prawo,
Pokrzyżował ryk z jękiem, a lamenty ze wrzawą,
Aż z tej dudy - marudy dobył dłonią sękatą
Pieśń od wnętrza zieloną, a po brzegach kwiaciatą.
Wyszli święci z obrazów, bo już mają we zwyku,
Że się garną śmierciami do śpiewnego okrzyku.
I Bóg przybył skądinąd, niebywały w tej porze,
Niebywały, lecz cały zasłuchany! O, Boże!
Grajże, graju, graj
Dopomóż ci Maj,
Dopomóż ci miech, duda I wszelaka ułuda!
Grał ci drzewne obłędy, sen umarłej zieleni,
Rozpacz liści, porwanych wirem zimnych strumieni,
I grał marsze żałobne muchomorów, co kroczą
Jedną nogą donikąd, kiedy zgon swój zaoczą.
I grał o tym, jak mszary jeno milczą,
Jak śmierć leśna śpi na wznak pod jagodą, pod wilczą,
I jak rosa beż oczu swymi łzami się nęka,
I jak drzewo pod ziemią w nagły żal się rozklęka!
Grajże, graju, graj
Dopomóż ci Maj,
Dopomóż ci miech, duda I wszelaka ułuda!
A gdy śpiew mu uderzył durem leśnym do głowy,
Grał wszystkimi jarami wszystkie naraz parowy!
Aż ten ołtarz zlękniony, gdzie wyzłota się święci,
Chciał już runąć na ziemię, lecz potłumił swe chęci.
A on w podłuż organy, stare miażdżąc im koście,
Porozpędzał swe dłonie, jak te nogi po moście,
I rozwiawszy tłum dźwięków po pieśniowym rozłogu,
Wygrzmiał z miechów to wszystko, co las myśli o Bogu!
Grajże, graju, graj
Dopomóż ci Maj,
Dopomóż ci miech, duda I wszelaka ułuda!
Między Bogiem a grajem znikła inszość i przedział,
Skoro Bóg się o sobie snów dębowych dowiedział.
"Odkąd żyje na świecie, a wszak jestem wieczysty,
Nigdym dotąd nie słyszał takiego organisty!"
Grajek znawstwu bożemu na pamiątkę i chwałę
Porozbujał pieśń górą w dwa ruczaje niestałe,
Rozmurawił ją dołem, aż się kościół zielenił,
A cienistym przyśpiewem twarz słuchacza ocienił!
Grajże, graju, graj
Dopomóż ci Maj,
Dopomóż ci miech, duda I wszelaka ułuda!
I Bóg słuchał wzruszony, słuchał duszą bezkreśną,
A w tej duszy mu było ruczajno i leśno,
I coś jeszcze miarkował i coś dumał na stronie
I biegł żywcem do grajka i wyciągał swe dłonie!
Święci, wiedząc, co czynią, w nagłej cudom podzięce
Poklękali radośnie wziąwszy siebie z ręce,
Bo od kiedy świat światem, a śmierć jego obrębem,
Po raz pierwszy Bóg płacząc obejmował się z dębem!
Grajże, graju, graj
Dopomóż ci Maj,
Dopomóż ci miech, duda I wszelaka ułuda!
Autor tekstu:
Bolesław Leśmian
Kompozytor:
Wojciech Trzciński
Информация по комментариям в разработке